Tramwaje

Bydgoszczy ponownie zagraża paraliż komunikacyjny.

“Jeśli nie pomożecie nam rozwiązać tej krytycznej sytuacji, będziemy zmuszeni wykorzystać wszystkie dostępne prawnie możliwości, aby zapewnić naszym pracownikom odpowiednie warunki pracy” — napisali związkowcy z MZK do radnych Bydgoszczy. Problem dotyczy braków kadrowych wynikających z niesatysfakcjonujących wynagrodzeń.

PESA Bydgoszcz dostarczy kolejne nowe tramwaje dla miasta przed czasem (fot. bydgoszcz.pl)

MZK Bydgoszcz, podobnie jak inni przewoźnicy w Polsce, od lat zmaga się z brakiem kierowców. Wielu z nich decyduje się na pracę w innych firmach transportowych, gdzie mogą zarobić więcej, a na dodatek nie są poddani tak dużej presji.

MZK Bydgoszcz osiąga limit nadgodzin

Z powodu braków kadrowych, sytuacja z poprzednich dwóch lat może się powtórzyć. W pierwszej połowie roku niedobory wypełniane są nadgodzinami, ale w wakacje liczba kursów maleje, a problemy nasilają się we wrześniu.

List z 1 sierpnia, podpisany przez przewodniczących dwóch związków zawodowych w MZK — Dariusza Piotrowskiego z “Solidarności” i Andrzeja Arndta z Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej — potwierdza te obawy. Wskazuje, że kierowcy przepracowali już prawie 42 tysiące nadgodzin, a roczne limity nadgodzin są na wyczerpaniu. Kierownictwo zmuszone jest nawet do wstrzymywania urlopów na żądanie.

Związkowcy wyrażają swoje przejęcie, iż brak kadry w czwartym kwartale roku doprowadzi do odwołania kursów autobusów i tramwajów w Bydgoszczy. Na co dzień występują problemy z motorniczymi i pracownikami zaplecza technicznego, a czasami zdarza się, że pojazdy nie wyruszają na trasy.

Dwa lata temu sytuacja była na tyle poważna, że trzeba było zmniejszyć liczbę kursów. W zeszłym roku konieczne było wykorzystanie zabytkowych autobusów. Ostatecznie, ratusz zdecydował, że od stycznia Mobilis, konkurencyjny przewoźnik, przejmie trzy linie od MZK. Chociaż urzędnicy uznali to za rozwiązanie problemu, sytuacja była jedynie tymczasowo opanowana dzięki nadgodzinom, które od nowego roku ponownie się naliczały.

Związkowcy krytykują prezydenta Bydgoszczy

Arndt i Piotrowski podkreślają w swoim liście, że źródłem problemu jest umowa podpisana przez miejską spółkę w trudnych okolicznościach. W lecie 2022 roku doszło do protestu załogi MZK dotyczącego wynagrodzeń, co pogorszyło relacje między spółką a prezydentem Rafałem Bruskim.

W wyniku protestu odwołano prezesa Andrzeja Wadyńskiego, którego zastąpił Piotr Szałkowski. Jego kadencja była jednak krótka, ponieważ zrezygnował z powodu braku porozumienia z ratuszem w kwestii warunków umowy, która miała obowiązywać od 2023 roku przez dziewięć lat.

Umowę ostatecznie podpisał nowy prezes Piotr Bojar. Wynegocjował on stawkę o 16,6% wyższą za wozokilometr niż otrzymuje Mobilis, który wcześniej wygrał przetarg na obsługę 11 linii bydgoskich. Stawka ta miała obowiązywać tylko przez pierwsze dwa lata, a od początku 2025 roku różnica spadnie do 11%. Szałkowski wyliczył, że jedynie 21-procentowy wzrost pozwoliłby MZK na przeznaczenie środków na oczekiwane przez pracowników podwyżki.

Prezydent Bruski wielokrotnie wskazywał, jak wiele miasto dopłaca do przewozów realizowanych przez gminną spółkę w porównaniu do Mobilisu, podając kwotę około 100 milionów złotych w ciągu dziewięciu lat.

Jednak, jak zauważyliśmy wcześniej, prezydent opiera swoje obliczenia na błędnych założeniach, porównując stawki do najniższej ceny przetargowej, która znacznie przewyższyła konkurencję. Wyższą ofertę złożył między innymi Irex-Trans, firma która wcześniej obsługiwała te 11 linii i dobrze znała ich koszty.

Związkowcy w liście do radnych również podkreślają ten problem, pisząc: “Takie porównanie nie ma nic wspólnego z uczciwą konkurencją, ponieważ jest to firma należąca do zagranicznych właścicieli, a jej oddziały w innych miastach Polski wykonują podobne usługi za znacznie wyższe stawki niż w Bydgoszczy”. Innymi słowy, Mobilisowi zależało na powrocie na bydgoski rynek, dlatego jego oferta była tak atrakcyjna cenowo.

Prezes Bojar stara się ratować sytuację, przede wszystkim poszukując oszczędności. Arndt i Piotrowski zwracają uwagę, że liczba pracowników zmniejszyła się z około 1100 do około 970. “Nie da się jednak oszczędzać na wynagrodzeniach i paliwie, które są głównymi elementami kosztów” — zauważają. Dodają, że podjęte działania nie gwarantują podwyżek płac, a tylko one mogą powstrzymać odpływ pracowników.

MZK nieustannie poszukuje nowych kierowców, reklamując nabór w swoich pojazdach i mediach społecznościowych, jednak bez oczekiwanych rezultatów.

Dodaj komentarz