Wywiady

Kryminał z koleją w tle – rozmowa z pisarzem Wojciechem Wójcikiem

„W podziemiach Dworca Centralnego policjanci znajdują zwłoki mężczyzny z rozbitą czaszką…” – to początek mrocznej i pełnej tajemnic podróży, w którą zabiera nas autor książki „Bilet dla zabójcy”. Jak wyglądała praca nad fabułą? Czy opisane zdarzenia miały faktycznie miejsce? Na nasze pytania odpowiada pisarz Wojciech Wójcik.

Co sprawiło, że postanowił Pan napisać kryminał z koleją w tle?

Od zawsze bardzo lubiłem jeździć pociągami. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale dla mnie taki sposób podróżowania ma w sobie nutkę romantyzmu, kojarzy się z eksploracją nieznanego. To wrażenie staje się jeszcze silniejsze, gdy zapada zmrok. Światła widziane przez okno przedziału stają się wtedy tajemnicze, mijane stacje sprawiają wrażenie opuszczonych, a rytmiczny stukot i charakterystyczny zapach zdają się nieść ze sobą obietnicę przygody. Podróży pociągiem towarzyszy ten niepowtarzalny klimat, który chciałem sportretować w sposób, który dla mnie jest najbliższy – a zatem na kartach powieści kryminalnej.
„Bilet dla zabójcy” to historia, która mogłaby się wydarzyć.

Do jakiego świata zaprasza Pan czytelnika?

Jest to świat kolejarzy i pasażerów, do którego nieoczekiwanie wkroczyła zbrodnia. Akcja rozgrywa się w trzech podstawowych lokalizacjach: w Warszawie, w Działdowie oraz w kursującym pomiędzy nimi pociągu Kolei Mazowieckich. Bohaterami są zaś młoda policjantka z Komisariatu Kolejowego Policji na Dworcu Centralnym i konduktor po przejściach, z tajemniczą przeszłością i dość mętną teraźniejszością. Oboje zostaną uwikłani w sprawę serii brutalnych zabójstw w pociągach. Modus operandi sprawcy budzi skojarzenie z inną serią zabójstw na kolei, z lat dziewięćdziesiątych. Mężczyzna skazany za te zbrodnie przebywa w tak zwanym Ośrodku dla Bestii i wciąż otrzymuje listy od psychopatycznych wielbicieli. Teraz ma dla policji zaskakującą wiadomość, która może przynieść przełom w śledztwie.

W Posłowiu mówi Pan o tym, że pisał w podróży. Jak wyglądała praca nad książką? Jakie miejsca Pan odwiedził, by je zobrazować?

Rzeczywiście, Bilet dla zabójcy powstawał w pociągach. W tamtym okresie spędzałem w nich okrągłe dwie godziny dziennie, a więc wystarczająco dużo czasu, by przywołać wenę i napisać kilka stron. Moją stacją docelową był wtedy warszawski Dworzec Centralny, a więc miejsce, w którym dochodzi do pierwszej z książkowych zbrodni. Oczekując na pociąg powrotny, spacerowałem podziemiami, liczyłem kamery, zwiedzałem najodleglejsze i najbardziej nieoczywiste zaułki, no i przyglądałem się pracy policjantów z komisariatu dworcowego. W ramach researchu wybrałem się również do Działdowa, które wcześniej znałem dosyć słabo. Chociaż zwiedzałem je tylko przez dwie godziny, i to w strumieniach listopadowego deszczu, spodobało mi się tak bardzo, że obiecałem sobie, że kiedyś przyjadę tam na dłużej.

Czy miejsca, do których zabiera Pan czytelnika istnieją, czy to wytwór Pana wyobraźni?

Historia, którą przedstawiam w Bilecie, jest w stu procentach fikcyjna, ale rozgrywa się w miejscach, które są jak najbardziej realne. Akcja toczy się między innymi na warszawskim Dworcu Centralnym, w miejscowościach położonych przy linii kolejowej na trasie Warszawa-Działdowo, a także w samym Działdowie: w okolicach dworca, ogródkach działkowych, na zamku, w komendzie policji, szkole, przedszkolu i stu innych miejscach. Niektóre z nich zostały oczywiście zmodyfikowane dla potrzeb fabuły. W działdowskim zamku nie mieści się dom kultury, na jego dziedzińcu nie ma placu zabaw, a okna opuszczonej kamienicy przy Dworcu Centralnym są zabezpieczone płytami pilśniowymi – i nic nie wiem o tym, by jedna z nich dawała się odsunąć.

Fabułę prowadzi Pan dwutorowo – z jednej strony tajemnicę morderstwa próbuje rozwikłać policja, z drugiej początkujący konduktor i przedszkolanka. Kto wpada na kluczowy trop, który doprowadza do przełomu w sprawie?

Na początku swej pisarskiej ścieżki najczęściej przedstawiałem historię z perspektywy jednego bohatera, ale planując szóstą ze swoich powieści – Himalaistkę – doszedłem do wniosku, że ciekawiej jest robić to z dwóch (lub więcej) stron. W przypadku Biletu są to dwie perspektywy – policyjna i konduktorska. Starałem się rozłożyć akcenty możliwie równomiernie. Warszawska część śledztwa to domena policjantki Olgi, a działdowska – konduktora Kacpra. Oczywiście od pewnego momentu śledztwa zaczynają się przenikać. Finalnie obie strony okazują się niezbędne. Zarówno Olga, jak i Kacper mają pełne ręce roboty…

Czy w trakcie pisania napotkał Pan momenty, w których musiał zmienić kierunek fabuły w porównaniu z pierwotnym planem?

Pracę nad książką zaczynam od stworzenia konspektu, w którym mam nakreślone główne punkty fabuły, a także charakterystykę najważniejszych postaci. Taki konspekt jest dla mnie czymś w rodzaju mapy drogowej, z zaznaczonymi kolejnymi punktami, przez które muszę „przejechać”. W trakcie pisania pojawiają się oczywiście nowe pomysły. Jeśli uznaje je za dobre, to staram się tak zmodyfikować fabułę, by je uwzględnić. Znaleźć taką drogę od punktu A do punktu B, by prowadziła przez nowy zamysł. W trakcie pracy nad Biletem jedna z modyfikacji fabuły była związana z postacią atrakcyjnej przedszkolanki Manueli, którą początkowo chciałem obsadzić w zupełnie innej roli. Druga z modyfikacji dotyczyła kilku szczegółów w zakresie sytuacji rodzinnej Kacpra Słubickiego. Te szczegóły są dla fabuły Biletu nieistotne, ale mogą się przydać, jeśli kiedyś zdecyduję się na kontynuację jego historii.

Czy istnieją postaci w powieści, które mają cechy lub inspiracje pochodzące z prawdziwych osób?

Niemal każda postać z moich książek ma wygląd i cechy prawdziwej osoby. W ten sposób łatwiej mi się pisze. Oczywiście nie jest to nigdy relacja jeden do jednego. Często ta realna „twarz” należy do kogoś, kogo znam tylko przelotnie, stąd więcej w tym obrazie imaginacji, niż realizmu – szczególnie jeżeli chodzi o rys psychologiczny. Jest w tym wszystkim wątek kolejowy – często daje swoim bohaterom twarze osób, z którymi regularnie podróżuję tym samym pociągiem.

Dodaj komentarz