global

Powrót na właściwe tory. Relacja z podróży koleją w Iraku

– To tam można dojechać pociągiem? – zapytał iracki przyjaciel na wieść, że zamierzam być jednym z pierwszych pasażerów niedawno przywróconej linii Bagdad – Samarra. Jego zaskoczenie nie dziwi. Iracka kolej pasażerska, zaniedbana w ostatnich kilkunastu latach, kursowała tylko w niewielkim zakresie. Niedawno jednak władze postawiły sobie ambitne cele: pociągi mają wrócić na tory.

Pociąg na peronie w Bagdadzie (fot. Grzegorz Koper)
Pociąg na peronie w Bagdadzie (fot. Grzegorz Koper)

Już samo wejście na teren dworca w Bagdadzie może być dla Europejczyka zaskoczeniem: na drodze prowadzącej do budynku stoi posterunek, w którym żołnierze dokładnie sprawdzają bagaże podróżnych. Kontrola powtarza się jeszcze przed odjazdem pociągu – tylko, że tym razem z udziałem psa, który sumiennie obwąchuje ustawione w rzędzie walizki i torby. Pasażerów bacznie obserwują żołnierze z bronią. Takie środki bezpieczeństwa nikogo w Iraku nie dziwią, tym bardziej przy tak ważnych obiektach jak dworzec.

Pociąg ruszył punktualnie o 8 rano. Cel: Samarra – miasto znane z wielkiego meczetu ze spiralnym, ponad 1100-letnim minaretem. Nasi współpasażerowie jadą tam z innych pobudek niż my, bowiem Samarra to jedno z głównych miejsc pielgrzymkowych dla szyitów. Znajduje się w niej meczet, będący miejscem spoczynku dwóch imamów i właśnie prawdopodobnie dlatego zdecydowano się uruchomić tę linię. Pociąg odjeżdża z Bagdadu raz w tygodniu w piątki rano (jest to dzień modlitwy – odpowiednik niedzieli dla muzułmanów), a wraca do stolicy o 15 – akurat, żeby zdążyć na modlitwę w sanktuarium i wrócić przed nocą.

Skład na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie nowoczesnego, choć dłuższa inspekcja ujawnia zużycie poszczególnych elementów wyposażenia. Szczególnie rzucają się w oczy przybrudzone fotele. Iracką kolej pasażerską obsługuje 10 pociągów produkcji chińskiej spółki CRRC Qingdao Sifang. Składy te, wyprodukowane w 2015 r., są napędzane silnikami diesla – na trasie nie ma trakcji. W pociągu znajdują się zwykłe miejsca siedzące (w wagonie bezprzedziałowym) oraz kuszetki. I to właśnie na nie mieliśmy bilety. Przedział wyposażony był w dwa łóżka, szafki, telewizor i kran. Te dwa ostatnie nie działały (być może są wyłączane na krótszych trasach). Działały natomiast krany w łazienkach, które – odmiennie niż w Europie – wyposażone były w toalety kucane zamiast muszli sedesowej. W pociągu znajdował się również wagon restauracyjny, ale funkcjonujący wyłącznie na dłuższej trasie z Bagdadu do Basry.

Główną bolączką pociągu do Samarry jest jego niska prędkość (średnio 30–40 km/h). Konduktor uprzedził nas, że podróż może trwać nawet cztery godziny, choć nam się poszczęściło i dojechaliśmy „tylko” w trzy. Wynik ten nie imponuje, zważywszy na fakt, że cała trasa liczy ok. 120 km. Dodatkowo pociąg nie sunie płynnie po torze, a raczej się trzęsie – przez co jazda przypomina momentami podróż statkiem zamiast nowoczesną koleją. Kolejnym problemem, istotnym z punktu widzenia zarówno przewoźnika jak i pasażera – choć w pierwszej chwili może to brzmieć niepoważnie – są dzieci rzucające kamieniami w przejeżdżające pociągi. Tydzień po naszej podróży w telewizji wystąpił przedstawiciel kolei, który zaapelował do rodziców i szkół o pilnowanie oraz edukowanie najmłodszych. Na szczęście pociąg, którym podróżowaliśmy, zaczął kursować od niedawna, więc budził zainteresowanie, a dzieci zamiast rzucać kamieniami, radośnie machały do pasażerów.

Dodaj komentarz