MPK Wrocław spełniło marzenie wyjątkowego 100-latka. Dokładnie 11 kwietnia 2025 roku, w swoje setne urodziny, pan Roman ponownie zasiadł za pulpitem tramwaju Konstal 105Na i ruszył po torowisku zajezdni tramwajowej na Ołbinie. W ten sposób wrocławski przewoźnik uhonorował swojego byłego pracownika – Pan Roman Kroczak od 1946 roku, przez blisko 40 lat, był motorniczym.
– Ja sam się dziwię, że jeszcze chodzę po tym świecie – mówi z uśmiechem Pan Roman Kroczak, który 11 kwietnia 2025 roku obchodził swoje setne urodziny. Jego historia to nie tylko osobista opowieść, to także opowieść o Polsce, Wrocławiu, o normalnym człowieku, który w nadzwyczajnych czasach pozostał wierny wartościom: rodzinie, pracy, Bogu i uczciwości.
Pan Roman urodził się w 1925 roku we Lwowie. Miał dwóch braci. Już jego dzieciństwo było naznaczone trudnymi doświadczeniami. Matka pana Romana bowiem zmarła sześć miesięcy po trzecim porodzie – miał wówczas 6 lat. Jego ojciec ożenił się po raz drugi.
Do szkoły we Lwowie początkowo nie chodził, bo była za daleko, a nie miał odpowiednich butów. Później udało się załatwić podwózkę. Jak wspomina, nie został prawie dopuszczony do komunii, bo nie miał ubrania.
„Ale ksiądz był ludzki. Przymknął oko i dopuścił. Pamiętam ten dzień do dziś” – mówi Pan Roman, uśmiechając się.
Wybuch II wojny światowej zastał Pana Romana, gdy miał 14 lat. W czasie okupacji pracował fizycznie, m.in. przy przemyśle zbrojeniowym Niemców.
Życie we Wrocławiu i praca w MPK
Po wojnie Lwów stał się częścią ZSRR. Pan Roman wraz z rodziną został zmuszony do ewakuacji. Pierwszym przystankiem był Żarów na Dolnym Śląsku, a potem Wrocław, gdzie pan Roman osiedlił się na stałe.
„Weszli Rosjanie, kazali się wynosić, no i tyle. Musieliśmy się ewakuować. Bracia byli tu, więc postanowiłem przyjechać do Wrocławia” – wspomina o trudnym czasie po wojnie.
Historia emerytowanego już seniora z MPK Wrocław zaczęła się dość przypadkowo. Po wojnie, szukając pracy, zapytał wujka, który pracował wówczas w MPK, czy nie szukają kogoś.
„Pracy szukałem. Wujek był już w MPK. Mówił: ‘Idź, spróbuj’. No i poszedłem. I tak już zostałem prawie 40 lat” – wspomina.
Pan Roman zaczynał pracę jako konduktor, a potem został motorniczym, prowadząc m.in. linie 0, 3 i 6. Od razu otrzymał płaszcz, a pod spodem baranie futro i buty filcowe. Dzięki temu było mu nieco cieplej. A temperatura zimą spadała wówczas nawet do – 35 stopni mrozu. Pan Roman wspomina też, że gdy było tak zimno, to podczas dłuższego postoju, dyrektor jego przynosił mu ciepłe napoje w termosie. Pamięta również, jak wyglądał wtedy Wrocław.
„Po wojnie miasto było pełne gruzów. Chodziłem pieszo do pracy. W tramwajach brakowało szyb, a ludzie wkładali w nie dykty, żeby się ogrzać” – wspomina trudne warunki pracy w tamtych czasach.
Gdy kończył pracę, szedł odgruzowywać miasto – m.in. ul. Legnicką i Krzyki.
Dzisiaj, każdy pracownik mógłby brać przykład z pana Romana. Nadal posiada stary, archiwalny odcinek wypłaty i odznakę MPK z 1946 r. Przez cały okres pracy nie miał ani jednego wypadku z własnej winy. Podkreśla też, że nie zdarzyło mu się nigdy spóźnić do pracy. Zawsze dbał też o swoich pasażerów.
„Miałem swoich stałych pasażerów. Jak się spóźniali i biegli, to chwilę czekałem. Ale tylko na przystanku – nigdy poza nim!” – mówi.