Choć Gabrysia ma dopiero roczek, już toczy trudną walkę o swoje zdrowie. Córka pracowników Polskich Kolei Państwowych potrzebuje pilnej operacji wrodzonej wady serca. Z pomocą przychodzi Fundacja Grupy PKP, która uruchomiła zbiórkę na ten cel. Leczenie Gabrysi wesprzeć można finansowo do 11 maja.
Historię Gabrysi opisała Fundacja Grupy PKP:
Oczekiwanie na narodziny dziecka to dla rodziców wielka radość. Zakup ubranek, pierwszych zabawek, urządzanie pokoju – wszystkiemu towarzyszy niezwykła ekscytacja, bo przecież już za kilka chwil na świecie pojawi się ktoś wyjątkowy, ktoś, kogo już w tej chwili kochają bezwarunkową miłością. Ktoś, kto bezwarunkową miłością obdarzy także ich. Te emocje towarzyszyły również Kasi i Marcinowi, gdy dowiedzieli się, że już niedługo zostaną rodzicami.
Niestety, w 20 tygodniu ciąży usłyszeli niepokojącą informację – coś złego dzieje się z serduszkiem dziecka. Lekarze natychmiast przeprowadzili rozszerzoną diagnostykę. Pierwsze przypuszczenia się potwierdziły. Diagnoza: ciężka złożona wada serca pod postacią tetralogii Fallota z atrezją tętnicy płucnej, ubytkiem przegrody międzykomorowej, skrajną hipoplazją tętnic płucnych, prawostronnym łukiem aorty i naczyniami krążenia obocznego. Mnóstwo obcobrzmiących słów, które zamieniły radosne oczekiwanie rodziców w strach i niepewność o życie ich pierwszego dziecka.
Jakie leczenie będzie możliwe i czy w ogóle uda się je przeprowadzić – tego lekarze nie byli w stanie powiedzieć. Należało czekać do narodzin. W 36. tygodniu ciąży przeprowadzono pilne cesarskie cięcie. W wyniku odklejonego łożyska Gabrysia, bo takie rodzice wybrali dla swej córeczki imię, urodziła się w bardzo ciężkim stanie. Brak oddechu, brak czynności serca, 0 punktów w skali Apgar. Narodziny były jednocześnie pierwszym stoczonym bojem o życie dziecka. Na szczęście reanimacja się powiodła.
Gabrysia natychmiast trafiła na Oddział Intensywnej Terapii Noworodka, tam podano jej leki podtrzymujące pracę serca i wprowadzono w stan hipotermii, aby zminimalizować skutki niedotlenienia.
– Była taka malutka i tonęła w ogromnej ilości kabelków, rurek i pomp – mówi mama Gabrysi. – Gdy byłam pacjentką szpitala, spędzałam przy niej każdą możliwą chwilę, bo wiedziałam, że moja obecność jest jej potrzebna. Niestety, gdy zostałam wypisana, ze względu na pandemię odwiedziny zostały zawieszone i nasza córeczka musiała w szpitalu zostać sama – dodaje.
Gdy stan Gabrysi się ustabilizował, przewieziono ją do Centrum Zdrowia Dziecka – tam też po raz pierwszy zobaczył ją jej tata. Wtedy już oboje rodzice mogli na zmianę czuwać przy córeczce. Tu Gabrysia przeszła szereg badań inwazyjnych – m.in. cewnikowanie serca. Po kilku tygodniach diagnostyki lekarze zawyrokowali: w Polsce nie ma możliwości leczenia tak skrajnie skomplikowanej wady serca.
Rodzice wrócili z córeczką do domu. Z jednej strony Kasi i Marcinowi towarzyszyła radość, że nareszcie są razem z Gabrysią – z drugiej strach i niepewność, czy poradzą sobie z opieką i czy uda się znaleźć kogoś, kto podejmie się leczenia operacyjnego chorego serduszka. Rozpoczęli intensywne poszukiwania wśród zagranicznych ośrodków medycznych. Dziesiątki konsultacji, setki e-maili i telefonów. Nareszcie jest! Po 7 miesiącach od wysłania zapytania prof. Adriano Carotti ze szpitala Bambino Gesu we Włoszech odpowiedział, że widzi szansę na ratunek dla dziewczynki.