W ramach programów rządowych pociągi mają dojechać także do Złotoryi i Bogatyni.
– Nie tylko nowe kierunki, ale także polepszenie oferty na już istniejących liniach – to cele Kolei Dolnośląskich. Między Wrocławiem a Legnicą oraz Wrocławiem a Jelczem-Laskowicami dobowa liczba par połączeń to ponad 30. Mieszkańcy nauczyli się więc, że gdy idą na dworzec, to praktycznie zaraz przyjeżdża pociąg. W innych kierunkach z Wrocławia przekraczamy lub zbliżamy się do 20 par połączeń na dobę. Tak działa kolej w krajach, w których uważa się ją za najlepszą w Europie, i to do tych standardów mierzymy – mówi Wojciech Zdanowski, wiceprezes Kolei Dolnośląskich.
Planowane rewitalizacje linii sprawią, że jedyną dolnośląską stolicą powiatu pozbawioną połączenia kolejowego będą Polkowice. Ale i tutaj coraz głośniej mówi się o przywróceniu połączeń.
– Bo nie tylko linie prowadzące do stolicy Dolnego Śląska są w kolejowych planach. Polkowice i Złotoryja mają służyć ruchowi wokół Aglomeracji Zagłębia Miedziowego, a mi marzy się również połączenie Legnica – Jelenia Góra. Szansą na jego przywrócenie będzie otwarcie linii na odcinku Legnica – Złotoryja – Jerzmanice-Zdrój, skąd pociągi mogłyby pojechać dalej do Jeleniej Góry, przez Świerzawę i Wojcieszów lub przez Lądek-Zdrój – mówi Bartłomiej Rodak, rzecznik prasowy Kolei Dolnośląskich.
Plany są ambitne, dlatego Koleje Dolnośląskie już teraz planują powiększenie swojej floty.
– Niedługo polepszy się nasz park maszyn spalinowych, cały czas odbieramy też nowe Elfy 2 od bydgoskiej Pesy. Jeśli przez następnych 15 lat Koleje Dolnośląskie będą rozwijać się w tempie, w którym robiły to przez pierwsze 15-lecie, to dotrzemy nawet na Mazury – mówi Damian Stawikowski, prezes Kolei Dolnośląskich, który niejednokrotnie w wywiadach podkreślał, że osobiście chciałby mieć połączenie do Giżycka: – Lubię tam spędzać wakacje – dodaje z uśmiechem.