O miłości do gór, wyjściach i powrotach oraz planach na najbliższe miesiące rozmawiamy z Piotrem Kubickim, dyrektorem ds. rozwoju w Technitel Polska S.A.
W górach spędziłeś ponad ćwierć wieku. Jak ta przygoda się zaczęła?
Początki sięgają czasów szkoły podstawowej i obozów harcerskich organizowanych w polskich Tatrach, były też wyjazdy z przyjaciółmi z osiedla. Wśród tej młodzieży utworzyła się paczka, której chodzenie po okolicznych szlakach nie wystarczało. Obserwowałem na turniach alpinistów i zapragnąłem tego, co czują oni – adrenalinę i pasję życia. Zrobiłem wszystko, by poznać tych ludzi i wejść w ich środowisko. Wracając z jednego ze szlaków tatrzańskich, zaczepiłem jednego z alpinistów i po prostu spytałem – jak zacząć. Wtedy wiedziałem już, że muszę zapisać się do Klubu Wysokogórskiego i tak właśnie zrobiłem. Moja przygoda de facto rozpoczęła się w Toruniu – od środowych spotkań. Jesienią i zimą się szkoliliśmy, a na wiosnę ruszyliśmy w skały, później były Tatry, Alpy, Himalaje.
Który szczyt wybrałeś jako ten pierwszy?
Pierwszym wyzwaniem wspinaczkowym były skałki na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej, a konkretniej Turnia Lechwora, a dokładnie jego słynny filar V+. Jeżeli chodzi o turnie tatrzańskie – w 1996 r. zdobyłem Mnicha, Kopę Spadową, Mięguszowiecki Szczyt, Kazalnice. Zamarłą Turnię. To był niezapomniany czas kursu tatrzańskiego letniego i w następnym roku zimowego.
Jak wyglądają Twoje wyprawy – dawniej i teraz?
Wcześniej, po zakończeniu kursu tatrzańskiego, w trasy wybierałem się z moimi górskimi partnerami. Chodząc po Tatrach, planowaliśmy wyprawy alpejskie. Z czasem je realizowaliśmy. Robiliśmy wszystko, by pogodzić życie prywatne, zawodowe i naszą wielką pasję. A nie było to łatwe.
Góry nie są łatwe. Z jakimi niebezpiecznymi sytuacjami w trakcie swoich wypraw musiałeś się zmierzyć?
Zmierzyłem się ze wszystkimi ekstremalnymi sytuacjami, jakie zdarzają się w górach – zaczynając od wiatru i śnieżycy, po duże załamania pogody i lawinę. Zmierzyłem się również ze śmiercią przyjaciela. To zdarzenie nauczyło mnie szacunku do życia, do tego kim jesteśmy w świecie. Wybraliśmy wspinaczkę po słowackiej stronie Tatr. Był piękny słoneczny dzień, wspinaliśmy się na Mały Kieżmarski szczyt. Nie wszyscy jednak z wyprawy tej wróciliśmy. Po 2008 r. przewartościowałem swoje życie. Do gór, by się nimi cieszyć, należy podchodzić bardzo ostrożnie. I należy cieszyć się z każdych powrotów do domu. Nie można w góry iść na skróty, trzeba to robić z głową.
Co w takim razie przed Tobą?
Moją drugą pasją jest żeglarstwo. W chwili, gdy ten tekst się ukaże, będę przygotowywał się do podróży z Malagi w stronę Gibraltaru, następnie na otwarty ocean i w kierunku Madery. Wracając jednak do szczytów – w roku 2020 byłem w moich ulubionych Alpach Delfinatu z przyjacielem wspinaliśmy się na La Meije 3987 m oraz na Aiguille Dibona 3130 m, w przyszłym roku, wspólnie z przyjaciółmi ze środowiska kolejowego i informatycznego, wybierzemy się na Dach Afryki – na Kilimandżaro. Nie samą pracą człowiek żyje.