Tak było do 23 kwietnia 1997 r., kiedy to za sprawą wiceprezesa MZK Mariusza Reszki ponownie powrócił do Bydgoszczy. Z początku nikt nie chciał uwierzyć, że można go odbudować i że kiedyś wróci na tory. Brak środków na ten cel sprawił, że w zakamarkach zajezdni czekał na lepsze czasy. Opłakany stan „kurnika”, bo taką nosił „ksywę” w żargonie tramwajarzy, wywoływał u każdego uśmiech politowania i stał się przyczyną wielu dowcipów. Jednak głównymi orędownikami jego odbudowy był wspomniany wiceprezes Reszka oraz autor niniejszego artykułu. Zanim do tego doszło, jeszcze w 2006 r., ze strony Stowarzyszenia Kupców z ulicy Długiej pojawiła się inicjatywa odbudowy i ustawienia go na niewielkim odcinku toru, gdzie miał służyć jako punktu „Centrum Informacji Turystycznej”. Na szczęście ostateczny wybór padł na dużo młodszą „eNkę”.
Wreszcie przyszedł rok 2010, kiedy w ratuszu narodził się pomysł, aby w ramach promocji miasta utworzyć turystyczną linię tramwajową. Wprawdzie MZK dysponowały już dwoma zabytkowymi tramwajami, ale w razie niepogody dziadek „Herbrand” VNB-125, z otwartymi pomostami nie bardzo mógł opuścić bramy zajezdni. Wówczas prezes MZK Paweł Czyrny rzucił pomysł odbudowy „kurnika”. Takie rozwiązanie uznano za najbardziej zasadne. Wkrótce po tym przystąpiono do działania. Najpierw w MZK przygotowano szczegółowy kosztorys oraz harmonogram prac, który następnie zatwierdziła Rada Nadzorcza.
Kronika odbudowy
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że sprowadzone z Babilonu stare nadwozie nie posiadało podwozia, czyli tzw. wózka jezdnego, które należało odtworzyć od podstaw. Jedynym plusem całego przedsięwzięcia były stare zdjęcia, dokumenty i wcześniej wykonane przez kolegów z Warszawy rysunki techniczne. Wszystko to sprawiło, że można było przystąpić do odbudowy wagonu w takiej formie, w jakiej prezentował się w do lat 60. ubiegłego wieku.
Pierwsze prace rozpoczęły się w IV kwartale 2010 roku, kiedy to brygada pod kierunkiem Piotra Piaseckiego zabrała się za budowę wózka jezdnego. Do tego celu wykorzystano, stary wózek z wagonu typu „N”, którego ramę skrócono aż o 80 cm. Następnie do ramy zamontowano dwa silniki trakcyjne LT-31, hamulec szynowy i zespół hamulca ręcznego.
W pierwszych dniach czerwca 2011 r. bez żadnych rozgłosów i fleszy, stare nadwozie „Herbranda” wtoczono do hali zajezdni i przystąpiono do rozbiórki na czynniki pierwsze. Poszczególne elementy zostały ponumerowane, aby służyły jako wzór użytkowy. Następnie brygada ślusarzy, kierowanych przez Zbigniewa Skórcza zabrała się za rekonstrukcję ramy, na której oparte było całe nadwozie. Kolejną czynnością było zespolenie ramy nadwozia z gotowym już wózkiem jezdnym. Po tym rama nadwozia wraz z poszczególnymi elementami starego nadwozia trafiła do Zakładu Stolarskiego Roberta Kendry w Pruszczu koło Świecia. Na podstawie rysunków i dostarczonych elementów nadwozia zaczęła się budowa całkiem nowej karoserii. Konstrukcja nadwozia powstała z dębiny. Mimo iż zlecenie było bardzo nietypowe, a stolarze mieli z taką konstrukcją do czynienia po raz pierwszy, prace udało się przeprowadzić szybko – w cztery miesiące.