O kolei w regionie, potencjale, planach taborowych i wynikach Spółki opowiedział prezes zarządu Kolei Dolnośląskich Damian Stawikowski
Panie Prezesie, na początek, proszę o podsumowanie nietypowego 2020 roku.
W naszych planach rok 2020 miał być kolejnym z mocnym wzrostem liczby przewiezionych pasażerów. Chcieliśmy pokonać granicę 16 mln podróżnych i wydawało się, że bez większego problemu to osiągniemy, bowiem wyniki za styczeń i luty (rok do roku) pokazały wzrosty odpowiednio o prawie 14% i 16%. Jak wiadomo, w marcu pojawił się COVID i – jak wszystkim – dał się nam mocno we znaki, tym bardziej że zbudowaliśmy naszą pozycję przychodową na potokach pasażerskich, a co za tym idzie jesteśmy przewoźnikiem z najmniejszym udziałem pozyskanej rekompensaty w skali kraju. Na skutek obostrzeń liczba podróżnych drastycznie spadła, a w krytycznym momencie ograniczeń przeciwepidemicznych było to zaledwie 10% tego, co w roku 2019. Musieliśmy więc reagować zawieszając połączenia. Koniec końców wróciliśmy do pełnego rozkładu, ale cały czas musimy z uwagą podchodzić do czynnika ekonomicznego.
Ale, mimo wszystko, były też sukcesy. Ten najbardziej przyziemny to to, że nikt z naszych pracowników nie stracił pracy z powodu epidemii. Udało nam się utrzymać całą załogę.
Nie zrezygnowaliśmy też z żadnej rozpoczętej inwestycji. Przeprowadziliśmy bez zwłoki cały proces przetargowy na zakup nowych pociągów, zakończony podpisaniem umów z Newagiem i Pesą o łącznej wartości 315 milionów zł. Ruszyliśmy z inwestycjami w naszą infrastrukturę. Rozbudowa bazy serwisowej jest drugą kluczową dla przyszłości Kolei Dolnośląskich inwestycją, która – razem z realizowanym właśnie zakupem nowego taboru – znacznie przyspieszy rozwój naszej oferty po epidemii. Na ten cel udało nam się pozyskać ponad 30 milionów unijnego wsparcia. Kładąc to wszystko na szali można przyjąć, że rok wyszedł nam „na zero”. Chociaż cały czas bacznie obserwujemy naszą kondycję finansową.
Jak sprawić, żeby potencjalny pasażer uwierzył, że kolej to rzeczywiście bezpieczny środek transportu?
Obserwując to, co miało miejsce w minionym roku, mogę stwierdzić, że pasażerowie wiedzą, że kolej jest bezpieczna. Wyniki przewozowe pokazują, że gdy odmrażano poszczególne sfery życia społeczno-gospodarczego to liczba podróżnych natychmiast wzrastała o udział charakterystyczny dla grup, którym te ograniczenia znoszono. To cieszy, z dwóch powodów. Po pierwsze, bo widać, że istnieje duża świadomość społeczna, jak korzystać z transportu publicznego w sposób bezpieczny. Naszym zadaniem jest natomiast zapewnić wszelkie możliwe środki żeby im w tym pomóc. Dezynfekcje pojazdów i dostęp w nich do środków dezynfekujących, wietrzenie, maseczki, bezgotówkowe płatności – to wszystko ma wzmocnić wzajemną odpowiedzialność wszystkich na pokładzie za bezpieczeństwo własne i innych. A po drugie – powrót do normalności może być szybszy niż w chwili obecnej się przewiduje. Oczywiście po opanowaniu sytuacji epidemicznej, ale to są kompetencje władz centralnych. My, jako branża, możemy – i w KD robimy to – planować swoje działania w taki sposób, żeby płynnie przejść z okresu „kryzysowego” do działalności na pełną skalę.