Niezależnie od rodzaju prowadzonego biznesu czynnikiem decydującym o opłacalności funkcjonowania przedsiębiorstwa są koszty prowadzenia działalności. Z uwagi na dużą dynamikę rozwoju szczególnie widoczny jest wzrost kosztów w przypadku branży kolejowej. Przy aktualnym trendzie modernizacji tak taboru, jak i infrastruktury – koszty zakupów oraz bieżących napraw też rosną. Czy to koszty materiałów, czy robocizny (rynek pracowniczy), czy też wynikające z umów serwisowych oraz ze zmian w technologii – jedno jest pewne – koszty rosną i będą rosły.
Bezpośrednim, coraz silniej odczuwalnym i powoli uświadamianym efektem powyższych zmian dla branży kolejowej są podwyżki kosztów ubezpieczenia. Średni koszt rocznej, kompleksowej polisy (OC i Casco taboru szynowego) dla przewoźnika to nawet kilka milionów złotych. Oczywiście to tylko uśrednienie (dla jednych będzie to kilkaset tysięcy, dla innych kilkanaście milionów), ale daje to z pewnością pogląd na skalę. Wejdźmy na chwilę „do kuchni” ubezpieczeniowej, aby pokazać, jak liczy się składkę.
Poza oczywistymi danymi, takimi jak wartość mienia czy wiek taboru, ważny jest również profil prowadzonej działalności (inne działalności poza klasycznym przewozem), szkodowość, plany rozwoju przedsiębiorstwa, kontrahenci, miejsce prowadzenia działalności i wiele, wiele innych zmiennych, które regularnie ulegają modyfikacji. Uwzględniane są także zmiany legislacyjne (zwiększenie sum gwarancyjnych na OC), a to i tak jeszcze nie koniec. Nawet dla wprawnego pełnomocnika np. brokera, branża kolejowa jest sporym wyzwaniem zwłaszcza w dzisiejszych czasach, które w perspektywie funkcjonującego rynku ubezpieczeń kolejowych można by nazwać rewolucją. Zapewne minie jeszcze sporo czasu, aby aktualne trendy poddać skrupulatnej diagnozie, jednak pewnym jest, że w efekcie od ubezpieczania spółek kolejowych odstępują kluczowi ubezpieczyciele, tak na rynku polskim, jak i zagranicznym. Co warte podkreślenia ci, którzy pozostali (bardzo nieliczni), uczynią wszystko, aby rentowność ich portfela wzrosła – albowiem aktualny wynik jest daleki od satysfakcjonującego.
Pojawia się oczywiste pytanie: czy jest to sytuacja całkowicie poza wpływem pojedynczej spółki kolejowej, a nawet całej branży? A konkretniej: czy zarządy spółek kolejowych i okołorynkowych mogą w tym zakresie podjąć jakiekolwiek działania, aby zjawisku skoku cen ubezpieczeń przeciwdziałać. Czy istnieje alternatywa na poziomie strategicznym i ekonomicznym, aby nie płacić zwielokrotnionej składki za bezpieczeństwo na tym samym poziomie i w tym samym zakresie? Musimy też pamiętać, że brak jakichkolwiek działań może ostatecznie spowodować sytuację, w której nie uda się przedsiębiorstwu z branży kolejowej pozyskać w ogóle oferty na ubezpieczenie.
W wielu branżach już dawno zrozumiano, że aby podejmować słuszne biznesowo decyzje, trzeba zadawać właściwe pytania, a poszukując odpowiedzi warto współpracować z fachowymi doradcami (prawdziwymi ekspertami). Osobiście uważam, że nasze przedsiębiorstwa (a zwłaszcza kolejowe) posiadają ogromny potencjał zarówno techniczny jak i intelektualny, a cała sztuka polega na tym aby go wykorzystać i użyć także w dziedzinie ubezpieczeń. W jaki sposób można tego dokonać?
Trzeba odkryć w pierwszej kolejności, że spółki, które się ubezpieczają oraz ich ubezpieczyciele nie są przeciwnikami. Dotychczas trudno było pozbyć się ogólnego przekonania, że jedna strona udaje, że płaci składki, a druga udaje, że wypłaca odszkodowania. To się na szczęście zmienia i to diametralnie. Ubezpieczyciele dojrzeli (zwłaszcza w ubezpieczeniach korporacyjnych) do podejścia biznesowego. Podchodzą do klienta w sposób partnerski, wykazują inicjatywę współpracy, zachęcają do interakcji, szczególnie na gruncie zarządzania ryzykiem przedsiębiorstwa i modelowania programów ubezpieczeniowych. Teraz czas na przedsiębiorców.
Każde ubezpieczenie jest swoistego rodzaju statystycznie wyliczanym zakładem. Fundusz składek, którym zarządza ubezpieczyciel, to zatem nasze wspólne „zakładane” pieniądze. Co się dzieje, kiedy pieniędzy zaczyna brakować? Ubezpieczyciel nie podejmie decyzji o pożyczce czy też finansowaniu z innych źródeł. Po prostu podwyższy składki, a gdy nie widzi szansy na zmianę trendu, nie ma żadnej motywacji do bardziej złożonego podejścia. Nikt nie zna danej branży lepiej niż sam przedsiębiorca. Ubezpieczyciel ma za zadanie jedynie wyposażyć się w podstawowe doświadczenie i wiedzę przedsiębiorcy, aby ubrać to w ramy prawno-ubezpieczeniowe. Ale nigdy nie będzie w stanie przejąć na siebie decyzyjności co do sposobu prowadzenia działalności spółki, analizy ryzyka, odpowiedzialności itp. To znaczy, że przedsiębiorca powinien i musi podjąć samodzielną inicjatywę w zarządzaniu bezpieczeństwem, a ubezpieczenie ma stanowić jedynie jedno z narzędzi do tego celu. Dzięki takiemu podejściu przedsiębiorca samodzielnie kreuje politykę zarządzania ryzykiem i ubezpieczeniem, a te jego fragmenty, których własnymi kompetencjami, zasobami, wiedzą, czy finansami nie jest w stanie zorganizować powinien przenieść na ubezpieczyciela. Tylko tyle i aż tyle.
Sami ubezpieczyciele doceniają aktywność danego przedsiębiorcy, a tym bardziej standardy działań podejmowanych przez całą lub większą część branży, co może nieść za sobą istotne wartości dodane. Ta pozytywna ocena może mieć bezpośrednie przełożenie na wzajemne relacje obydwu stron umowy. To oczywiste bowiem, że ubezpieczyciel chce pracować z przedsiębiorcą, który stara się panować nad ryzykiem, pracuje nad wprowadzeniem zmian, które to umożliwiają, a także chce kontrolować potencjalną szkodowość.
Jak to dokładnie działa? Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Jeśli z ubezpieczenia wyodrębnimy zdarzenia drobne (dewastacje), których jest kilkadziesiąt/kilkaset w stali roku, ale ich jednostkowa wartość jest stosunkowo niewielka, wtedy nasza globalna szkodowość spada o kilkaset procent. To powoduje poprawę ryzyka ubezpieczanego, a co za tym idzie zmniejszenie składki. Czasami warto wziąć na siebie część ryzyka, którego ciężar nie zakłóci ciągłości naszego działania, a sprawny manager wykorzysta to, pilnując kosztów, dając zajęcie pracownikom, którym i tak przecież płaci wynagrodzenia, w efekcie otrzymując znacznie niższe obciążenie budżetowe, niż koszt tego wycinka składki za ubezpieczenie.
Na zachodzie Europy tego typu podejście funkcjonuje od lat. Obserwujemy sytuacje, w których ubezpieczyciel jest partnerem – nie tylko płatnikiem – i wraz z przedsiębiorcą, przy współpracy swoich i jego doradców, wspólnie ustalają zasady zarządzania ryzykiem. Takie „gospodarskie” podejście zdecydowanie się opłaca. Pozwala na wykorzystanie zasobów i potencjału przedsiębiorstwa, buduje kompetencje, obniża koszty (nie tylko ubezpieczenia) i zwiększa konkurencyjność. Dojrzewając do tej filozofii, warto dłuższą chwilę poświęcić na poszukiwanie odpowiedzi – jak się z tym zmierzyć i wskoczyć na wyższy poziom współpracy z rynkiem ubezpieczeń?