Z drugiej strony każde pojedyncze zdarzenie w lotnictwie to ogromne koszty – 22 tysiące dolarów przy stwierdzonym braku uszkodzeń maszyny w porównaniu z (w przybliżeniu) 2 tysiącami dolarów za dezynfekcję pociągu najnowszej generacji oraz trudniejszy do dokładnego policzenia koszt opóźnień i czasowego wyłączenia tego pociągu z ruchu. Wiadomo, że za pieniędzmi idą decyzje na niższym i wyższym poziomie. Właściciele samolotów i ich ubezpieczyciele są więc skuteczniejszą grupą nacisku niż właściciele pociągów..
Z powyższego porównania można wyciągnąć wniosek, że samo ryzyko wypadku, to jeszcze za mało, żeby zostały podjęte systemowe działania nawet wówczas gdy dostępne są środki pozwalające na identyfikację miejsc potencjalnie niebezpiecznych i istotne ograniczanie ryzyka. Ta smutna refleksja dotyczy kolei nie tylko w Europie, ale i w większości krajów na świecie. Pokazuje to, że wskazany na wstępie inny punkt widzenia przewoźników i właścicieli taboru, różny od punktu widzenia zarządców linii kolejowych nie jest być może krytyczny, chociaż w wielu przypadkach brzemienny w skutkach. Aby zobaczyć jak działa w tym zakresie branża lotnicza wystarczy powrócić do punktu 4 „Działania zapobiegawcze”. Dobrze że jest się od kogo uczyć.
Marek Stolarski, Joanna Żyłkowska
P.W.P. NEEL Sp. z o. o.